12-06-2011 09:40
Wolna lektura
W działach: 52 książki, blog | Odsłony: 17
Jakiś czas temu wpadłem na chytry plan, że będę pisał o przeczytanych książkach - rzecz jasna, nie wszystkich, ale tych dobrych, ważnych lub po prostu fajnych - tak, aby mieć ślad po swoich lekturach. I nagle spadła na mnie tona książek, w większości czytanych na potrzeby Literadaru i jego działu recenzenckiego (oraz innych, chytrych podstępów, z magazynem związanych, takich jak np.; znak jakości Literadar Poleca). Okrutną część mojego czasu na lektury zabierają także nowe gry (1km1kt nie od parady nazywa się tak, jak się nazywa...) a także teksty o akademickiej proweniencji.
Jak można się domyślić, kalendarz lekturowy, chciwie rozdrapywany przez te trzy harpie, nie obfituje w zbyt dużo okazji na czytanie li tylko dla przyjemności. Od pewnego czasu najbardziej cenię sobie takie momenty, w których obcuję z książką sam na sam, prywatnie i intymnie. Nic też pewnie dziwnego, że przy kilku tekstach miesięcznie, nie bardzo mam ochotę dzielić się refleksjami z tych intymnych seansów.
Ale czasem zdarzają się książki, których przemilczenie byłoby błędem. Tak jest w przypadku Shantaramy australijskiego pisarza, Gregorego Davida Robertsa. To powieść zdecydowanie warta wzmianki; twarda, męska lektura o sensie życia, miłości i poświęceniu.
Zdecydowanie antypedagogiczna. Większość akcji powieści to historia brudnych interesów głównego bohatera, robionych za przyzwoleniem, a później na zlecenie bombajskiej mafii. Od drobnych interesów, przez handel narkotykami, czarny rynek leków i walut, fałszerstwo, przemyt broni, aż po uliczne wojny gangów. Roberts gloryfikuje przestępczy styl, z upodobaniem pisze o braterstwie, jakie panuje w grupie kryminalnej.
Portret kochanki. Lin, bohater powieści (i jednocześnie porte parole autora), przyjeżdża do Bombaju jako poszukiwany przestępca, zbieg z australijskiego więzienia. Miasto bierze go w ramiona, jak czuła kochanka i obdarza największym darem - wolnością. Za ten podarunek Lin odpłaca wielką, nieskończoną i żarliwą miłością. Do miasta, ludzi, spraw. Biała twarz, czarne serce.
Miłość, poświęcenie i sens życia. Powieść liczy ponad 600 stron powiększonego B5. Jest w niej zatem nieco miejsca na filozofię. Wypowiadana ustami Karli, Lina, Didiera i Kaderbaja składa się w spójny system. Wolność liczy się tylko wtedy, kiedy istnieją więzi, jakie dobrowolnie narzucimy sobie. Tylko one podkreślają sens bycia wolnym.
Ciężko mi pisać o Shantaramie - z różnych względów. Ale jest to powieść, którą zdecydowanie można przeczytać. Jeśli komu wpadnie w ręce - niech się nie waha. Dobra fabuła, kawałki soczystej akcji, mocna, męska powieść, w której nie brakuje jednak głębszych przemyśleń. Warto.
l.
Jak można się domyślić, kalendarz lekturowy, chciwie rozdrapywany przez te trzy harpie, nie obfituje w zbyt dużo okazji na czytanie li tylko dla przyjemności. Od pewnego czasu najbardziej cenię sobie takie momenty, w których obcuję z książką sam na sam, prywatnie i intymnie. Nic też pewnie dziwnego, że przy kilku tekstach miesięcznie, nie bardzo mam ochotę dzielić się refleksjami z tych intymnych seansów.
Ale czasem zdarzają się książki, których przemilczenie byłoby błędem. Tak jest w przypadku Shantaramy australijskiego pisarza, Gregorego Davida Robertsa. To powieść zdecydowanie warta wzmianki; twarda, męska lektura o sensie życia, miłości i poświęceniu.
Zdecydowanie antypedagogiczna. Większość akcji powieści to historia brudnych interesów głównego bohatera, robionych za przyzwoleniem, a później na zlecenie bombajskiej mafii. Od drobnych interesów, przez handel narkotykami, czarny rynek leków i walut, fałszerstwo, przemyt broni, aż po uliczne wojny gangów. Roberts gloryfikuje przestępczy styl, z upodobaniem pisze o braterstwie, jakie panuje w grupie kryminalnej.
Portret kochanki. Lin, bohater powieści (i jednocześnie porte parole autora), przyjeżdża do Bombaju jako poszukiwany przestępca, zbieg z australijskiego więzienia. Miasto bierze go w ramiona, jak czuła kochanka i obdarza największym darem - wolnością. Za ten podarunek Lin odpłaca wielką, nieskończoną i żarliwą miłością. Do miasta, ludzi, spraw. Biała twarz, czarne serce.
Miłość, poświęcenie i sens życia. Powieść liczy ponad 600 stron powiększonego B5. Jest w niej zatem nieco miejsca na filozofię. Wypowiadana ustami Karli, Lina, Didiera i Kaderbaja składa się w spójny system. Wolność liczy się tylko wtedy, kiedy istnieją więzi, jakie dobrowolnie narzucimy sobie. Tylko one podkreślają sens bycia wolnym.
Ciężko mi pisać o Shantaramie - z różnych względów. Ale jest to powieść, którą zdecydowanie można przeczytać. Jeśli komu wpadnie w ręce - niech się nie waha. Dobra fabuła, kawałki soczystej akcji, mocna, męska powieść, w której nie brakuje jednak głębszych przemyśleń. Warto.
l.
11
Notka polecana przez: Arkadiusz Rygiel, beacon, Dagobert, Darken, Ezechiel, Lukasz_300, ment, mr_mond, Petra Bootmann, WekT, Xolotl
Poleć innym tę notkę