28-01-2007 12:41
Krakon 2007
W działach: konwenty | Odsłony: 4
Na początku oświadczenie:
Uwielbiam Małgosię Wilczyńską.
Okej. A teraz do sedna:
Ja już po Krakonie, siedzę właśnie w pracy a ostatnie punkty programu mijają sobie na odległych Bronowicach.
Z racji tego, że jestem ostatnio obudowany cegłami obowiązków nie mogłem za bardzo się wyluzować i pokonwencić, nie udało mi się nawet wyskoczyć na chociaż jednego browarka - pierwszy konwent totalnie bez alkoholu ;) Ale z drugiej strony - na Krakonie przebywałem w piątek od 19:30 do 4 rano i w sobotę od 15:30 do 4 rano - to raptem 21 godzin...
Mało, mało, strasznie mało :/
Co do ilości ludzi - cóż, czasy mamy takie, że wszyscy wolą wtykać sobie przez forum a nie na żywca. No i w sumie się nie dziwię, bo obrażać w twarz (czytaj: dyskutować) nie każdy umie ;). Ale na krakonie tak jakoś szaleńczo pusto nie było - na naszych punktach programu (prelekcji i konkursach) zjawiło się średnio po 30-35 osób - czyli spora publiczność. Nieco statystykę tę zaniżył nam konkurs komiksowy, ale i tak 12 startujących i z 10 osób kibicujących to jest coś ;P
Ilość ludzi na punktach programu maleje wprost proporcjonalnie do jakości Games Roomu. Jeśli wyłożonych gier jest setka, stolików dwadzieścia i przy każdym po 5-6 osób, to nie dziwią pustki w salach.
I tu jedno zastrzeżenie - Games Room na sali gimnastycznej to pomyłka sromotna - hałas nie pozwala się porozumieć i skupić na funie, osobiście zdarłem sobie gardło, tłumacząc zasady Arkham Horror. Lepiej byłoby przeznaczyć korytarz na 2 piętrze na wystawkę i ze trzy sale na miejsca do grania (bo noclegowych nie było potrzeba dużo...). Mam nadzieję, że ktoś weźmie pod uwagę moją prośbę. Duża sala = duży hałas.
Program moim okiem:
Kalambury - debiutanci w roli prowadzących kalambury - Rufus i Gibon - powinni się jeszcze trochę poduczyć ;) Hasła za 5 punktów baaardzo burzą równowagę gry. Prowadzenie w porządku, źle dobrana punktacja i niepotrzebne (oraz kontrowersyjne) przyporządkowanie haseł do arbitralnych kategorii punktowych (Mistrz Gry to było hasło za 5. Mumia obok mumii - trudne hasło kalamburowe ze względu na powtórzenie - warta była 3 punkty). Chłopaki - trochę praktyki, zobaczcie jakieś kalambury (polecam r-kon i squirel ew. SBK Masahuku - i będzie dobrze.
Najbardziej cieszy mnie, że pojawiło się młode pokolenie kalamburowców, w postaci prowadzących (o jednej z drużyn nie wspomnę, bo musiałbym napisać "rozjebany wojownik" - a mówić brzydko jest nieładnie).
Konkurs neuroshimowy* - konkurencjami nadrabialiśmy braki w wiedzy - ale z drugiej strony tylko psychopaci wiedzą, jaka cecha z pochodzenia wyleciała z edycji 1.0 i jaką została zastąpiona w edycji 1.5. Poziom maniacki - fajnie, bo ja lubię takie konkursy; uważam, że posuwanie się w hobby do ekstremum jest fajniaste :>
*) orgowie Krakonu - przymiotniki piszemy małą literą, nawet jeśli pochodzą od nazw własnych - czyli "neuroshimowy", nie: "Neuroshimowy"
LARPY - niestety, larp wolsungowy się nie odbył był, nic straconego, Kolokwium kiedyś gdzieś jeszcze się pojawi. Swoją drogą, to dużo funu, pisać larpy do Wolsunga. Fajnie się te postaci wymyśla.
Prelekcje - um, jakby to.. Byłem tylko na swojej, prowadzonej z Puszonem oraz nieocenionym Kevinem. Było zabawnie, miejscami nawet mądrze, nauczyłem się nowego słowa - cholinergiczny i w ogóle było cool. Bardz dziękuję Szanownej Publiczności, że przyszła i miała ochotę słuchać dwóch godzin naszego ględzenia. Szczególnie pozdrawiam ostatni rząd, który jest kochany i od kilku lat mam ów rząd okazję widywać na moich prelekcjach, co nieodmiennie napełnia mnie radością.
Nasze konkursy, moim zdaniem, wypadły świetnie - Z jednej strony doskonali zawodnicy, którzy pokazali o co chodzi w Monty Pythonie. Z drugiej - komiksiarze, którzy potrafią sobie radzić z najtrudniejszymi pytaniami (swoją drogą, jest jakiś cwaniak, który wie, co znajdowało się na przedostatniej stronie magazynu Relax?). Ja bawiłem się świetnie, z opinii uczestników wynikało, że oni też.
Finał. (prawie)
Moim osobistym uberhitem Krakonu okazało się, reklamowane przez chłopaków z poltka, Arkham Horror. Gra jest z a j e d w a b i s t a - jeszcze przy żadnej planszówce nie wkręciłem się tak bardzo. Zaliczyliśmy dwie rozgrywki - pierwszą w sobotę, w składzie (z pamięci, więc mogę kogoś niefortunnie i przypadkiem pominąć) Jakub B, Beacon, Roger (pan instrukcja), Jędrzejek oraz ja. Druga rozgrywka była prawie full-housowa - Zwierz, Zet, Wojteq, Puszon, Anathema, Roger i znowu ja ;P
W pierwszej Shubb-Niggurath, Mroczna Koza z Lasu o Tysiącu Młodych obudziła się, pokazała, że ma Physical Immunity, myśmy nie mieli mistycznych mocy i magicznych broni i Kozucha zeżarła nas na śniadanie.
W drugiej rozgrywce chlastaliśmy się z Ithaquą, doom tokeny dotarły niemalże do końca, ale psychotyczny doktor Lee, czasowo przebywający w R'lech zamknął bramę i postawił szóstą pieczęć, dzięki czemu Ithaqua nadal stirs in his slumber...
Zaczynam już obczajać kombosy w tej grze (np. Profesor z Occultem i dwoma Flesh Wardami jest ugh...), jest niesamowita. Jakbym miał 4 osoby do grania co dwa tygodnie, to kupiłbym ją bez najmniejszego wahania. 40 stron instrukcji, pół miliarda żetonów, wieeelka plansza, stosy kart. Yum yum.
Poza tym gra obfituje w fabularne odjazdy - członkowie Inner Sanctum histerycznie śmieją się przy rytuałach, zakonnice biegają z płonącymi mieczami, prywatny detektyw zostaje Deputatem i rozjeżdża Mi-Go-Fa-Go na miazgę ;) Dwie dymiące .45 i Private Eye stojacy nad scierwem Cthonianina... widok nie do zapomnienia.
Prywatnie gra dostaje ode mnie 9.5/10 i stwierdzam, że jest bliska geniuszu. Na dodatek należy do tych gier, które podobno człowiek zaczyna lubić bardziej wraz z ilością rozegranych partii. Miód, orzeszki, czekoladki.
A - rozgrywka to minimum trzy godzinki - chyba, że Kozucha wyskoczy Wam wcześniej. Bosko.
Post Krakonum.
Wszystko co przyjemne ma swój Feliks. Znaczy, chciałem powiedzieć, kres. Również i Krakon, niestety. Wielkie yo dla wszystkich, którzy umożliwili mi 21 godzin zabawy, ze szczególnym uwzględnieniem:
- Zwierza, który dzielnie towarzyszy na każdym szlaku ;)
- Puszona, mojego współ-konkursorganizatora, współ-prelegenta, współ-konkursowygrywacza i współ-konkursoprzegrywacza,
- Anatemy - za Anathema Saves Situation (w skrócie ASS ;P) - w ostatniej sekundzie odgadła hasło w kalamburach
- Martviczki, za całokształt
- Rogerowi - za to, że jest Dupkiem z Wyższych Sfer Roku, za Arkham Horror i w ogóle za to, że jest fajnym Łogełem i Łodełikiem,
- Kevinkowi - za nieocenioną pomoc w prelegowaniu,
- Sihaji i Jeszuy, za ludzi w dziwnych czapkach i masę klymatu
- wszystkim współ-Badaczom zjedzonym przez Kozę i depczącym po Wendigo,
- Towarzystwu Serca Jezusowego, za inspiracje
- Coca-Coli,
- uczestnikom naszych prelekcji i konkursów - za wyrozumiałość i wysoką tolerancję na denne dowcipy ;)
- wszystkim innym użyszkodnikom Krakonu też ;P
l.
Uwielbiam Małgosię Wilczyńską.
Okej. A teraz do sedna:
Ja już po Krakonie, siedzę właśnie w pracy a ostatnie punkty programu mijają sobie na odległych Bronowicach.
Z racji tego, że jestem ostatnio obudowany cegłami obowiązków nie mogłem za bardzo się wyluzować i pokonwencić, nie udało mi się nawet wyskoczyć na chociaż jednego browarka - pierwszy konwent totalnie bez alkoholu ;) Ale z drugiej strony - na Krakonie przebywałem w piątek od 19:30 do 4 rano i w sobotę od 15:30 do 4 rano - to raptem 21 godzin...
Mało, mało, strasznie mało :/
Co do ilości ludzi - cóż, czasy mamy takie, że wszyscy wolą wtykać sobie przez forum a nie na żywca. No i w sumie się nie dziwię, bo obrażać w twarz (czytaj: dyskutować) nie każdy umie ;). Ale na krakonie tak jakoś szaleńczo pusto nie było - na naszych punktach programu (prelekcji i konkursach) zjawiło się średnio po 30-35 osób - czyli spora publiczność. Nieco statystykę tę zaniżył nam konkurs komiksowy, ale i tak 12 startujących i z 10 osób kibicujących to jest coś ;P
Ilość ludzi na punktach programu maleje wprost proporcjonalnie do jakości Games Roomu. Jeśli wyłożonych gier jest setka, stolików dwadzieścia i przy każdym po 5-6 osób, to nie dziwią pustki w salach.
I tu jedno zastrzeżenie - Games Room na sali gimnastycznej to pomyłka sromotna - hałas nie pozwala się porozumieć i skupić na funie, osobiście zdarłem sobie gardło, tłumacząc zasady Arkham Horror. Lepiej byłoby przeznaczyć korytarz na 2 piętrze na wystawkę i ze trzy sale na miejsca do grania (bo noclegowych nie było potrzeba dużo...). Mam nadzieję, że ktoś weźmie pod uwagę moją prośbę. Duża sala = duży hałas.
Program moim okiem:
Kalambury - debiutanci w roli prowadzących kalambury - Rufus i Gibon - powinni się jeszcze trochę poduczyć ;) Hasła za 5 punktów baaardzo burzą równowagę gry. Prowadzenie w porządku, źle dobrana punktacja i niepotrzebne (oraz kontrowersyjne) przyporządkowanie haseł do arbitralnych kategorii punktowych (Mistrz Gry to było hasło za 5. Mumia obok mumii - trudne hasło kalamburowe ze względu na powtórzenie - warta była 3 punkty). Chłopaki - trochę praktyki, zobaczcie jakieś kalambury (polecam r-kon i squirel ew. SBK Masahuku - i będzie dobrze.
Najbardziej cieszy mnie, że pojawiło się młode pokolenie kalamburowców, w postaci prowadzących (o jednej z drużyn nie wspomnę, bo musiałbym napisać "rozjebany wojownik" - a mówić brzydko jest nieładnie).
Konkurs neuroshimowy* - konkurencjami nadrabialiśmy braki w wiedzy - ale z drugiej strony tylko psychopaci wiedzą, jaka cecha z pochodzenia wyleciała z edycji 1.0 i jaką została zastąpiona w edycji 1.5. Poziom maniacki - fajnie, bo ja lubię takie konkursy; uważam, że posuwanie się w hobby do ekstremum jest fajniaste :>
*) orgowie Krakonu - przymiotniki piszemy małą literą, nawet jeśli pochodzą od nazw własnych - czyli "neuroshimowy", nie: "Neuroshimowy"
LARPY - niestety, larp wolsungowy się nie odbył był, nic straconego, Kolokwium kiedyś gdzieś jeszcze się pojawi. Swoją drogą, to dużo funu, pisać larpy do Wolsunga. Fajnie się te postaci wymyśla.
Prelekcje - um, jakby to.. Byłem tylko na swojej, prowadzonej z Puszonem oraz nieocenionym Kevinem. Było zabawnie, miejscami nawet mądrze, nauczyłem się nowego słowa - cholinergiczny i w ogóle było cool. Bardz dziękuję Szanownej Publiczności, że przyszła i miała ochotę słuchać dwóch godzin naszego ględzenia. Szczególnie pozdrawiam ostatni rząd, który jest kochany i od kilku lat mam ów rząd okazję widywać na moich prelekcjach, co nieodmiennie napełnia mnie radością.
Nasze konkursy, moim zdaniem, wypadły świetnie - Z jednej strony doskonali zawodnicy, którzy pokazali o co chodzi w Monty Pythonie. Z drugiej - komiksiarze, którzy potrafią sobie radzić z najtrudniejszymi pytaniami (swoją drogą, jest jakiś cwaniak, który wie, co znajdowało się na przedostatniej stronie magazynu Relax?). Ja bawiłem się świetnie, z opinii uczestników wynikało, że oni też.
Finał. (prawie)
Moim osobistym uberhitem Krakonu okazało się, reklamowane przez chłopaków z poltka, Arkham Horror. Gra jest z a j e d w a b i s t a - jeszcze przy żadnej planszówce nie wkręciłem się tak bardzo. Zaliczyliśmy dwie rozgrywki - pierwszą w sobotę, w składzie (z pamięci, więc mogę kogoś niefortunnie i przypadkiem pominąć) Jakub B, Beacon, Roger (pan instrukcja), Jędrzejek oraz ja. Druga rozgrywka była prawie full-housowa - Zwierz, Zet, Wojteq, Puszon, Anathema, Roger i znowu ja ;P
W pierwszej Shubb-Niggurath, Mroczna Koza z Lasu o Tysiącu Młodych obudziła się, pokazała, że ma Physical Immunity, myśmy nie mieli mistycznych mocy i magicznych broni i Kozucha zeżarła nas na śniadanie.
W drugiej rozgrywce chlastaliśmy się z Ithaquą, doom tokeny dotarły niemalże do końca, ale psychotyczny doktor Lee, czasowo przebywający w R'lech zamknął bramę i postawił szóstą pieczęć, dzięki czemu Ithaqua nadal stirs in his slumber...
Zaczynam już obczajać kombosy w tej grze (np. Profesor z Occultem i dwoma Flesh Wardami jest ugh...), jest niesamowita. Jakbym miał 4 osoby do grania co dwa tygodnie, to kupiłbym ją bez najmniejszego wahania. 40 stron instrukcji, pół miliarda żetonów, wieeelka plansza, stosy kart. Yum yum.
Poza tym gra obfituje w fabularne odjazdy - członkowie Inner Sanctum histerycznie śmieją się przy rytuałach, zakonnice biegają z płonącymi mieczami, prywatny detektyw zostaje Deputatem i rozjeżdża Mi-Go-Fa-Go na miazgę ;) Dwie dymiące .45 i Private Eye stojacy nad scierwem Cthonianina... widok nie do zapomnienia.
Prywatnie gra dostaje ode mnie 9.5/10 i stwierdzam, że jest bliska geniuszu. Na dodatek należy do tych gier, które podobno człowiek zaczyna lubić bardziej wraz z ilością rozegranych partii. Miód, orzeszki, czekoladki.
A - rozgrywka to minimum trzy godzinki - chyba, że Kozucha wyskoczy Wam wcześniej. Bosko.
Post Krakonum.
Wszystko co przyjemne ma swój Feliks. Znaczy, chciałem powiedzieć, kres. Również i Krakon, niestety. Wielkie yo dla wszystkich, którzy umożliwili mi 21 godzin zabawy, ze szczególnym uwzględnieniem:
- Zwierza, który dzielnie towarzyszy na każdym szlaku ;)
- Puszona, mojego współ-konkursorganizatora, współ-prelegenta, współ-konkursowygrywacza i współ-konkursoprzegrywacza,
- Anatemy - za Anathema Saves Situation (w skrócie ASS ;P) - w ostatniej sekundzie odgadła hasło w kalamburach
- Martviczki, za całokształt
- Rogerowi - za to, że jest Dupkiem z Wyższych Sfer Roku, za Arkham Horror i w ogóle za to, że jest fajnym Łogełem i Łodełikiem,
- Kevinkowi - za nieocenioną pomoc w prelegowaniu,
- Sihaji i Jeszuy, za ludzi w dziwnych czapkach i masę klymatu
- wszystkim współ-Badaczom zjedzonym przez Kozę i depczącym po Wendigo,
- Towarzystwu Serca Jezusowego, za inspiracje
- Coca-Coli,
- uczestnikom naszych prelekcji i konkursów - za wyrozumiałość i wysoką tolerancję na denne dowcipy ;)
- wszystkim innym użyszkodnikom Krakonu też ;P
l.